Seks zawsze się dobrze sprzedawał i seksowne kobiety, o ile potrafiły wykorzystać swój seksapil, miały w życiu łatwiej. Tylko dziś od wszystkiego wymaga się, żeby było seksowne. Pisma dla kobiet roją się od porad, jak być seksowną w ciąży, celebrytka wydaje książkę, jak być sexy mamą a autorka książek pornograficznych (powieści dumnie prezentujących się na księgarskich półkach jako literatura obyczajowa) zostaje celebrytką. Swojego czasu była nawet akcja promująca czytelnictwo: Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka. W sumie to nie było głupie, bo skoro ja czytam, to wolę iść do łóżka z kimś, kto też czyta – wówczas nie będzie mi przeszkadzał w lekturze, bo sam zatopi się w swojej. Ale jak mniemam chodziło o to, że czytanie też jest sexy.
Thank you for reading this post, don't forget to subscribe!Na przekór czasom, nigdy nie byłam, nie jestem i nie zamierzam być sexy. Tytuł blogu z założenia nie jest sexy, podobnie jak otyłość* nie jest sexy. Potrawy, które gotuję i ciasta, które piekę też w zamyśle autorki nie mają być sexy – mają być smaczne i w miarę możliwości zdrowe. Podobnie sexy nie są książki, o których będę tu pisać, nie widzę bowiem nic seksownego w katastrofie klimatycznej czy wszechobecnym konsumpcjonizmie. Jeśli więc masz już dość roznegliżowanych kobiet (i mężczyzn) kuszących z reklam w telewizji, necie, prasie czy na plakatach; porad, jak być sexy bez względu na wiek, wagę i dochody – zapraszam. Wpadnij przy kawie lub herbacie pogadać na tematy bieżące czy o książkach, które może nie goszczą na listach bestsellerów, ale które tym bardziej warto przeczytać.
*kiedy piszę otyłość mam dokładnie to na myśli. Kobieta nosząca ubrania w rozmiarze 40 to kobieta z nadwagą i taka kobieta jak najbardziej może być sexy. Otyłość natomiast to choroba, objaw choroby lub skutek leczenia choroby, a choroby nigdy nie są sexy. Nie twierdzę przy tym, że kobiety otyłe nie mogą być seksowne, bo mogą. Ale jeśli są, to raczej niezależnie od swojej otyłości, bo to nie ona czyni je seksownymi, lecz ewentualne inne przymioty.