Zawsze uczyłam się powoli. Z wiekiem życie przyspiesza, ale tempo nauki zwalnia. Cały czas jednak staram się poszerzać swoje umiejętności. Skoro więc już nabrałam jakiej takiej wprawy w dzierganiu szalików, przyszedł czas na kominy. Wciąż jeszcze nie potrafię dziergać na okrągło, a i kolejnych drutów, tym razem z krótszą żyłką nie chce mi się kupować, więc dziergam krótsze lub dłuższe szaliki, które następnie zszywam. W ten sposób wydziergałam już Dzieciowi Pierwszemu komin (czy raczej golf) ściegiem francuskim, sobie zaś — ściągaczem. W tym celu postanowiłam zużyć resztki włóczki, którą kupiłam lata temu, gdy tylko postanowiłam odświeżyć swoją wiedzę o dzierganiu i wydziergać dzieciątkom szaliczki (bo szalikami to trudno nazwać). Stąd to, co sobie zrobiłam zdecydowanie trudno nazwać kominem. Nawet trudno to nazwać golfem. Uznałam więc, że Dzieciowi Pierwszemu wydziergałam golf, sobie zaś półgolf, bo tylko na tyle włóczki wystarczyło. Jak powiada Pismo: Ostatni będą pierwszymi, więc Dzieciowi Młodszemu w udziale przypadnie już komin z prawdziwego zdarzenia, z odpowiedniej ilości włóczki i dziergany nieco bardziej finezyjnym ściegiem… ale to temat na wpis za jakiś miesiąc. Wszak nie samym dzierganiem człowiek żyje.
Komin z prawdziwego zdarzenia, który wydziergałam Dzieciowi Młodszemu można zobaczyć -> TUTAJ <-