Kiedy chcę obejrzeć dobry film, kupuję go sobie na płycie albo czekam na emisję w TV. Do kina wybieram się, kiedy chcę zobaczyć ładny film, czyli film, za którego największy atut uważam zdjęcia lub efekty specjalne. Właśnie dlatego wystarczył mi zwiastun Mulan, żeby wiedzieć, że ten film chcę zobaczyć w kinie. Wszelkie negatywne opinie o nowej produkcji Disneya nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Jako że fanką kreskówek nie jestem, nie zachwyciłam się „kultową” animacją, więc informacja, że skoro film został pozbawiony tak znaczącej postaci jak Muszu oraz piosenek to jest do bani, tym bardziej zachęciła mnie do odwiedzenia kina. Muszu w kreskówce działał mi na nerwy tak samo, jak Osiołek w Shrecku (i to nie wina Jerzego Stuhra, tylko postaci) a piosenki nijak mi nie pasowały do tego, co widziałam w zwiastunach.
Thank you for reading this post, don't forget to subscribe!Poszłam więc. Wybrałam wersję w trójwymiarze, bo doświadczenie podpowiada, że filmy tworzone jako trójwymiarowe mało ciekawie wyglądają w dwóch wymiarach. Z paru filmów zrezygnowałam w takiej wersji, bo miałam do wyboru 3D dubbing vs. 2D napisy a polski dubbing na ogół mnie irytuje. Nie wiem dlaczego w filmach aktorskich nie jest ani w połowie tak dobry, jak w kreskówkach. Jak sobie jednak pooglądałam zwiastuny w obu wersjach językowych uznałam, że Chińczycy w Chinach (lub miejscach wyglądających jak Chiny) mówiący po angielsku sprawiają równie nienaturalne wrażenie jak mówiący po polsku, więc wersję dubbingowaną da się przeżyć. Faktycznie, dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam: piękne zdjęcia, ciekawe efekty 3D (pająk spuszczający się po nitce, tak blisko, że prawie można go było chwycić) i sceny walki, na miarę tych, które zapamiętałam z takich filmów jak „Przyczajony tygrys, ukryty smok” czy „Hero”. Brak mojej ulubionej piosenki z kreskówki (czyt. jedynej lubianej) czyli „Zrobię z was mężczyzn” wynagrodziły mi sceny „robienia mężczyzn” z kadetów. Zapoczątkowane oczywiście obietnicą, znaną z piosenki. Swoją drogą, ten fragment cudownie pokazuje jak uroczo potrafią się różnić tłumaczenia do czytania od tych, przeznaczonych do dubbingu. Ja rozumiem, że te drugie są tworzone tak, żeby mniej więcej pasowały do ruchów ust aktora, ale żeby aż tak zmieniać tekst wypowiedzi, to jednak przesada.
Tłumaczenie dla wersji oryginalnej z napisami:
vs tłumaczenie dla wersji dubbingowanej (nie ukrywam, że bardziej mi się podoba, choć wierne jakby mniej)
Takich drobnych rozbieżności w tłumaczeniach jeszcze kilka by się znalazło, ale ja szłam na piękne kino kopane popatrzeć, a nie analizować tłumaczenia.
Sinologiem nie jestem, ale i tak byłam w stanie zrozumieć, dlaczego film nie zyskał uznania w Chinach. Już samo „bogowie pobłogosławili mnie dwiema córkami” z początku filmu – w ustach Chińczyka brzmi co najmniej dziwnie. Jeszcze dziwniejsza jawi się scena końcowa, w której [SPOJLER] ojciec na wieść o tym, że Mulan zniszczyła jego miecz, mówi coś w stylu, że córka ważniejsza od miecza (luźny cytat) [KONIEC SPOJLERU]. Czyli owszem, widziałam piękne orientalne krajobrazy, chińskich aktorów i wschodnie sztuki walki, ale wszystko to w zdecydowanie amerykańskim filmie. Dlatego warto było obejrzeć ten film w kinie, widząc go bowiem na małym ekranie, zdecydowanie większej ilości szczegółów mogłabym się przyczepić. A tak to po prostu zobaczyłam ładny film. Dodatkową atrakcją był fakt, że w kinie byłam zupełnie sama więc mogłam bezkarnie się zdemaskować, bo nie było (od) kogo (się) zarażać.