Tadeusz Boy-Żeleński trwale zapisał się w historii literatury, kabaretu czy krytyki literackiej. To jemu zawdzięczamy między innymi tłumaczenia najwybitniejszych dzieł literatury francuskiej czy Słówka, które bawią do dziś. Jednak, poza tym, że Żeleński był całym sercem oddany literaturze, zwłaszcza francuskiej, że bliska mu była krakowska bohema i jej styl życia, był też lekarzem i propagatorem świadomego macierzyństwa.
Thank you for reading this post, don't forget to subscribe!W wydanym w 1930 roku zbiorze felietonów, zatytułowanym wymownie Piekło kobiet, nawoływał, by nie wprowadzać do kodeksu karnego penalizacji usuwania ciąży. Podawał liczne przykłady kobiet, które poddawały się zabiegowi spędzenia płodu w różnych warunkach, bez asysty lekarza, na skutek czego zabieg kończył się śmiercią zarówno dziecka, jak i matki. Nie był to jednak jedyny argument Boya przemawiający za legalizacją aborcji. Argumenty, jakich używał Boy były różnej natury. Przede wszystkim twierdził, że fakt, iż w innych krajach aborcja jest karalna, nie oznacza, że w Polsce też być musi, gdyż łatwiej jest nie wprowadzać przepisów o karalności przerywania ciąży w nowo powstających ustawach, niż usunąć je z ustaw już istniejących. Opisywał też zgłaszające się do niego trzydziestokilkuletnie kobiety, które miały za sobą po pięć i więcej porodów, z których jedno czy dwoje dzieci przeżyło. Kobiety, które przed czterdziestym rokiem życia były tak zniszczone licznymi porodami, że trudno było określić, ich wiek. Zwracał również uwagę na to, iż ci, którzy tak gardłują za zakazem przerywania ciąży, głównie prawodawcy i lekarze, sami mają mało dzieci, co więcej – kiedy ich żonom przydarzy się niechciana ciąża, są w stanie załatwić bezproblemowe, „czyste” i dyskretne jej usunięcie. Do rodzenia natomiast zmusza się kobiety biedne, które i tak już mają dużo dzieci a środków finansowych nie starcza im nawet na utrzymanie tych dzieci, które już mają.
Pomimo wszystkich argumentów, których użył, walcząc o legalizację aborcji w Polsce, Żeleński wcale nie uważał jej za coś dobrego. Przeciwnie – uważał, że kobiety, które decydują się nie dopuścić do kolejnego porodu są na ogół w takiej sytuacji, że nie mają innego wyjścia. Dlatego też, aby nie dochodziło do aborcji lub dochodziło do nich rzadziej, ważne jest – zdaniem Boya – by nie dopuszczać do sytuacji, w których kobiety są zmuszane udać się do akuszerki. Dlatego nawoływał, by nie poddawać ostracyzmowi matek nieślubnych dzieci; by powstawały żłobki i przedszkola, żeby kobieta, która została matką, miała gdzie zostawiać dziecko, kiedy idzie do pracy, a przede wszystkim propagował świadome macierzyństwo. I nie ograniczał się tylko do felietonów do prasy, w których poruszał te tematy; od 1931 roku wraz z Ireną Krzywicką prowadził w Warszawie Poradnię Świadomego Macierzyństwa. Z okazji jej otwarcia wydał broszurę Jak skończyć z piekłem kobiet?, w której rozprawia się z obłudą prawodawców i lekarzy, nawołujących do karania usuwania ciąży oraz propaguje edukację seksualną i powszechny dostęp kobiet do antykoncepcji. Bowiem kobieta świadoma, jak uniknąć niechcianej ciąży, będzie mogła uniknąć sytuacji, w których okoliczności zmuszają ją do aborcji.
Po niemal wieku do wydania opisanych książek, nadal nie pozostawiają one czytelników obojętnym. Przede wszystkim zwraca uwagę, język, jakim posługuje się Boy. Jego wywody są jasne, konkretne, argumentacja rzeczowa. Widać, że leży mu na sercu los kobiet, szczególnie tych, o które nikt się nie troszczy, których nikt nie uświadomił, jak można uniknąć niechcianej ciąży, i których nie stać na to, by cicho, dyskretnie i w higienicznych warunkach się jej pozbyć. Widać, że boli go obłuda prawodawców i lekarzy. Drugą rzeczą, która zwraca uwagę jest fakt, że tyle lat po wydaniu Piekła kobiet i Jak skończyć z piekłem kobiet?, pozycje te nadal są w Polsce aktualne. Owszem, dziś posiadanie nieślubnego dziecka nie jest dla kobiety powodem do wstydu a środki antykoncepcyjne, dużo lepsze niż w czasach Boya, są powszechnie dostępne, jednak nadal to mężczyźni chcą decydować o tym, czy kobieta ma urodzić, nie martwiąc się tym, jak taka kobieta, która urodzi da sobie radę z tym dzieckiem. Nadal są lekarze, którym „sumienie zabrania” przepisania kobiecie środków antykoncepcyjnych a edukacja seksualna w szkołach to wciąż jedynie postulat na transparentach feministek i to w czasach, gdy nie wiadomo, co gorsze: brak jakiejkolwiek edukacji seksualnej czy wiedza na temat bezpiecznego seksu czerpana z internetu, w którym można znaleźć wszystko.