Trybunał Konstytucyjny zadecydował NIEJEDNOGŁOŚNIE, że usunięcie ciąży z powodu ciężkich, nie dających się usunąć wad płodu jest niezgodne z Konstytucją. Konkretnie – na ile mnie pamięć nie myli – z przepisem, stanowiącym, że Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochroną życia (art. 38). Szkoda, że wnioskodawcy zaskarżenia ustawy antyaborcyjnej do TK, ani ci z sędziów Trybunału, którzy orzekali o niekonstytucyjności przepisu, nie wczytali się w art. 40 ustawy zasadniczej, w którym jasno stoi, że Nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu.[…] Jeżeli zmusza się kobietę, by przez dziewięć miesięcy nosiła w sobie płód, którego wady są tak duże, że jego krótkie życie będzie pasmem bólu, co więcej, już sam poród, jeśli będzie się odbywał siłami natury, może uszkodzić zarówno matkę jak i dziecko – to to zdecydowanie jest poddawanie kobiety i skazanego na krótkie życie w ciągłym bólu dziecka torturom. Tylko że o tym, czy tak jest w istocie powinny orzekać kobiety, najlepiej te, które wiedzą, jak to jest stracić dziecko.
Thank you for reading this post, don't forget to subscribe!Gdybym miała jakoś protestować przeciw orzeczeniu Trybunału to właśnie w ten sposób – próbując dowieść, że zmuszanie kobiety w niektórych przypadkach do porodu jest torturą. Dodałabym do tego niekonstytucyjność samego Trybunału, którego prezeska nie spełnia formalnych wymogów niezbędnych do piastowania tego stanowiska. Nie stanę natomiast w jednym szeregu z kobietami, które walczą o to, żeby prawo do aborcji było zaliczane do praw człowieka. Prędzej do praw człowieka zaliczę prawo do edukacji seksualnej. Nie takiej, która będzie traktowała o technikach masturbacji czy o pozycjach seksualnych, tylko takiej, z której młody człowiek się dowie o metodach zabezpieczania przed niechcianą ciążą, ich skuteczności, zaletach i wadach, oraz z której dziewczyna się dowie, że mówienie „NIE” jest jej świętym prawem, które chłopak/mężczyzna powinien uszanować. Oczywiście tak naiwna, żeby wierzyć, że zapisanie czegoś do praw człowieka sprawi, że będzie to przestrzegane to nie jestem. Wiem, że łatwiej zmusić kobietę do urodzenia niechcianego dziecka niż mężczyznę do powstrzymania się od molestowania, więc nie miałabym nic przeciw temu, żeby już małe dziewczynki uczyć, co robić, kiedy „wujek” czy inny zwolennik kwaśnych jabłek nie zechce zrozumieć, że nie naprawdę znaczy NIE!
Oczywiście fakt, że nie stanę w szeregu z kobietami i mężczyznami, walczącymi o to, by aborcję uznać za jedno z praw człowieka nie oznacza, że nie podpisałabym się pod stanowczo wyrażoną prośbą do obecnej władzy, by się oddaliła zdecydowanym krokiem. Nawet pod bardziej dosadnie wyrażoną prośbą podpisałabym się. Obiema rękami. Księży, którzy poczuwają się do decydowania o prawach kobiet prosiłabym o to samo. Równie stanowczo.