Zapowiadali upalny maj. Faktycznie, w majowy weekend temperatura sięgała około 30ºC. Szkoda tylko, że była to temperatura łączna z trzech dni, a nie średnia. Cóż jednak zrobić, jak się człowiek nastawił na upały i zaplanował sobie w związku z nimi jakiś zimny deser? Ano nic się nie da zrobić, trzeba, nie zważając na pogodę, plan realizować. Zawsze można go zjeść na deser po rozgrzewającym obiedzie i w towarzystwie gorącej kawy.
Thank you for reading this post, don't forget to subscribe!Bakaliowy sernik na zimno
(proporcja na 1 dużą keksówkę)
1 kg tłustego twarogu
300 ml śmietanki 30% (bez karagenu i innych stabilizatorów)
3 – 4 łyżki dobrego jasnego miodu (np. lipowego, akacjowego czy wielokwiatowego)
3 łyżki żelatyny
1 szklanka wody (250 ml)
500 g niesiarkowanych bakalii (orzechy, rodzynki, śliwki suszone, daktyle, żurawina suszona, berberys, morele suszone etc.)
1. Keksówkę wyłożyć pergaminem.
2. Żelatynę rozpuścić w gorącej wodzie. Wystudzić, od czasu do czasu mieszając, by nie zaczęła tężeć.
3. Twaróg zblendować z miodem.
4. Większe bakalie pokroić na połówki.
5. Śmietankę ubić na sztywno, delikatnie wymieszać z twarogiem i bakaliami. Na koniec połączyć wszystko z żelatyną.
6. Przelać masę do wyłożonej pergaminem keksówki. Włożyć do lodówki na kilka godzin.
Przepis znalazłam gdzieś na książce z twarzą i niestety, nie zapisałam. Odtworzyłam z pamięci, a pamięć mam bardzo ulotną, więc nie wiem, czy czegoś nie pominęłam. Z pewnością zrobiłam błąd, rozpuszczając żelatynę w dwóch szklankach wody, przez co otrzymałam coś, co bardziej niż sernik na zimno przypominało konsystencją galaretkę, w której bakalie bardzo nierówno się rozmieściły. W dalszej części sernika było ich zdecydowanie więcej, niż widać na zdjęciu. Mimo tych wszystkich „niedoskonałości” sernik skończył się szybciej, niż bym tego chciała.