Wprawdzie już raz udało mi się upolować całe stado dzików, telefon od Dziecka Pierwszego z informacją o tym, że dziki chodzą po osiedlu sprawił, że chwyciłam za aparat i czym prędzej udałam się na polowanie. Niestety, kiedy już dotarłam na miejsce, po dzikach nie było już śladu… Ślad znalazłam później, w postaci warchlaczka biegającego jak oszalały w poszukiwaniu rodziny. Niestety, biegał tak szybko, co więcej częściej po wewnętrznej stronie żywopłotu, że nie dałam rady go ustrzelić. Mam jednak nadzieję, że jakoś odnalazł rodzinę… i że miało to miejsce w pewnej odległości od samochodów. W przeciwnym bowiem razie może dojść do tak dużego zniszczenia mienia, że ludzie dzikom tego nie wybaczą i zwierzęta będą musiały zostać wyeliminowane.
Thank you for reading this post, don't forget to subscribe!Polowania nie mogę jednak uznać za bezowocne. Choć zdjęć gołębi mam mnóstwo, to jednak siedzącego na ukwieconym drzewie, tak grubego, że nie wiem (ornitologiem nie jestem) czy tak przekarmiony czy jajny, jeszcze nie miałam. Podobnie kaczek krzyżówek całe mrowie mieszkało w mojej okolicy od zawsze, odkąd tu mieszkam, a jednak zdjęcie kaczora płynącego rzeczką cieszy. Przede wszystkim dlatego, że dawniej rzeczka była zawsze, zaś od kilku lat już tylko bywa. Teraz jest, więc cieszę się wszystkim, co mogę na niej upolować. A samce kaczek krzyżówek nieodmiennie od lat mi się podobają.
Jednak za najcenniejszy łup z polowania uważam bażanta. Najprawdopodobniej dlatego, że jeszcze nigdy nie udało mi się go sfotografować. Bażanty jak dotąd widywałam tylko z okien pociągu, a to daje stanowczo za mało czasu na ustrzelenie czegokolwiek. I chociaż Dziecko Drugie raz czy dwa wspominało, że widziało bażanta, mnie nie udało się go zobaczyć. Teraz więc mogłam, może w nagrodę za te dziki, których nie zdołałam dojrzeć.
Chociaż nie upolowałam tego, co chciałam i tak jestem z łowów zadowolona. Ciekawa jestem, co następnym razem pojawi się u nas. I co uda mi się ustrzelić.